sobota, 9 lutego 2008

DWUJĘZYCZNOŚĆ – BILINGUISMO: artykuły.

Oto zbiór artykulów na temat dwujęzyczności znalezionych w internecie:

1.


"Dwujęzyczność dzieci na emigracji - jak ją osiągnąć?

Rodzice nie powinni odbierać dziecku szansy
pozostania Polakiem lub przynajmniej utrzymania,
poprzez język, związku z kulturą przodków.

Wyjaśnienia wstępne.

Na początku chcę wyjaśnić, że użytkowników języka dzielę na trzy grupy: dzieci - od 0 do około 6 lat, młodzież - od 7 do 18 lat i dorosłych - ponad 18 lat. Podział ten ma związek z systemem szkolnym; jest też zgodny z fazami rozwoju ludzkiego wg klasyka teorii tożsamości E. Erickson, który podzielił życie ludzkie na osiem faz (stadiów) (Por. Czykwin E., Misiejuk D., Dwujęzyczność i dwukulturowość w perspektywie psychopedagogicznej, Trans Humana, Białystok 1998).

Pierwsza grupa obejmuje trzy stadia, druga - dwa, trzecia - resztę. Ponadto w wieku 6 - 7 lat kończy się wyraźnie pewien etap rozwoju - dziecko ma już opanowane podstawy języka ojczystego, proces nabywania języka słabnie, a nasila się proces uczenia się.

Uściślenia wymagają jeszcze terminy język obcy, drugi i docelowy. Rozgranicza się język drugi od obcego w zależności od sposobu jego opanowywania. Przyjęło się za S. Krashenem rozróżnienie między przyswajaniem, czyli nabywaniem języka, a jego uczeniem się. Język drugi przyswaja się bez udziału nauczyciela i formalnych instrukcji, w naturalnym otoczeniu, a więc w kraju, w którym się nim mówi, wśród społeczności, dla której zazwyczaj jest językiem pierwszym / ojczystym (terminy te oraz wyjściowy uważa się za tożsame). Języka obcego uczy się najczęściej w szkole lub na kursach, w warunkach sztucznych. Natomiast pojęcie język docelowy może być tożsame zarówno z językiem obcym jak i drugim. W literaturze nie precyzuje się metod jego opanowywania, ale ponieważ rzadko dochodzi do sytuacji tylko uczenia się lub tylko przyswajania języka, gdyż zazwyczaj procesy te zazębiają się i uzupełniają, termin język docelowy (jd) ma szersze znaczenie obejmując dwa poprzednie.

Dwujęzyczność

Dwujęzyczność ma wiele rozmaitych definicji i jest pojęciem często używanym w zbyt szerokim znaczeniu. Moim zdaniem powinno się ją odróżniać od znajomości dwóch języków, a rozumiem przez to: kompetencję w języku obcym nieadekwatną do wieku i statusu społecznego danej osoby, znajomość tylko niektórych sprawności, używanie języka obcego tylko w pewnych sytuacjach.

Przykładem może być podstawowa umiejętność rozmowy wyłącznie w celach turystycznych, zdolność czytania jedynie fachowych tekstów, opanowanie języka przez wykształconą osobę dorosłą z dużego miasta, ale na poziomie nastolatka z małego miasteczka czy wsi. Natomiast według mnie dwujęzyczność - najkrócej mówiąc - jest szczególnym przypadkiem znajomości dwóch języków, ale nie jest z nią tożsama.

Dwujęzyczność to opanowanie dwu języków w takim stopniu, jak społecznie ekwiwalentni ich jednojęzyczni nosiciele, czyli ambilingwizm. Polega na umiejętności posługiwania się wszystkimi sprawnościami w języku ojczystym i drugim oraz na częstym używaniu obydwu języków w różnych sytuacjach i z różnymi uczestnikami aktu komunikacji. Jest to zazwyczaj nietrwały stan, mający związek z emigracją lub pobytem zagranicą, co implikuje bliski kontakt z danym językiem i kulturą, umożliwiający osobiste ich doznawanie.

Na podkreślenie zasługuje fakt, że trwanie bilingwizmu bywa ograniczone w czasie i formie. "Osiągnięta dwujęzyczność nie jest cechą stałą, nabytą już na całe życie. Jest raczej dynamicznym procesem, w ciągu którego może dojść do utraty całkowitej lub częściowej jednego z języków" (Warchoł-Schlottmann M. - Próba opisu kompetencji językowej w niemieckim i polskim u Polaków w Niemczech - studium socjolingwistyczne. Rozprawa doktorska, Kraków 1994).

Proces stawania się dwujęzycznym

Proces stawania się dwujęzycznym można przedstawić schematycznie w formie graficznej w taki sposób:



Proces stawania się dwujęzycznym

Łatwo można określić, kiedy następuje początek przyswajania języka ojczystego - to najczęściej dzień urodzin, czyli punkt A. Nabywanie / uczenie się języka docelowego "zaczyna się" w punkcie B. Od tego momentu dana osoba kontynuuje rozwój języka ojczystego, który tu symbolizuje linia ciągła J1. Od tego momentu również rozpoczyna się okres "doganiania" ekwiwalentnego nosiciela J2, co pokazuje odcinek B - 0 (zero). Gdzieś - umownie - między c a d mieści się proces stawania się dwujęzycznym, gdzie punkt 0 - zaznaczony z konieczności zbyt rygorystycznie - symbolizuje tę w rzeczywistości nieuchwytną fazę przejścia z jednojęzyczności do dwujęzyczności. Na wykres ten należy patrzeć jak na rzut z góry, bo właśnie wtedy widać równoległość obu kodów oznaczającą tu ambilingwizm. To znaczy żadna linia nie jest nad ani pod drugą - obie znajdują się na tej samej płaszczyźnie.

Opanowywanie języka docelowego przez dzieci

Istnieje powszechne mniemanie, że dzieci opanowują język docelowy szybciej i łatwiej niż starsi użytkownicy języka. Poniekąd jest to prawda, bo w tym wieku w ogóle następuje szybki rozwój biologiczny i umysłowy dziecka, u którego też zaznacza się przewaga pamięci mechanicznej nad logiczną. Powoduje to dużą spontaniczność we wszystkim, co robi. Wczesny wiek charakteryzuje się niezwykłą chłonnością, ciekawością świata, silną motywacją w kontaktach z otoczeniem, brakiem zahamowań w różnych zachowaniach, w tym wypowiadaniu się w języku docelowym. Tylko w tym okresie życia jest możliwe symultaniczne (równoczesne) przyswajanie dwóch języków - ojczystego i "innego". Można wtedy właściwie mówić o jednym procesie i jest on wspólny dla obu języków albo o dwóch identycznych procesach. Pamiętać należy, że dla dzieci "językowy input" staje się zrozumiały dzięki wiedzy pozajęzykowej, która odgrywa bardzo istotną rolę w nabywaniu J1. Słowa nabierają dla dzieci znaczenia w powiązaniu z określoną sytuacją, np. ubieranie dziecka na spacer w połączeniu z informacją "Teraz pójdziemy na spacer" sprawi, że słowo "spacer" nabierze konkretnego znaczenia. Bardzo ważna jest też mimika, gesty, ton i sposób mówienia. W przypadku nabywania J2 zadziała taki sam schemat: sytuacja - informacja (werbalna: słowo / wyrażenie / zdanie lub mimiczno-gestykulacyjna) - znaczenie - rozumienie - reakcja (werbalna lub nie).

Od 3 - 4 lat dzieci mogą też opanowywać język docelowy w sposób sukcesywny po częściowym opanowaniu języka pierwszego spontanicznie (w warunkach naturalnych) lub formalnie (na zajęciach przedszkolnych) osiągając bardzo dobre rezultaty. Wtedy jeszcze też działa wyżej opisany mechanizm.

* Przewagę nad młodzieżą i dorosłymi w procesie przyswajania / uczenia się języka docelowego daje dzieciom możliwość bezbłędnego opanowania wymowy, akcentu i intonacji, bliskiej lub nawet równej native speakerowi. Można to osiągnąć tylko w okresie krytycznym (w dużym uproszczeniu - to czas od urodzenia do okresu pokwitania), z tym, że tu działa reguła "im wcześniej, tym lepiej". U dzieci czynnik psychologiczny nie odgrywa znaczącej roli, ponieważ jeszcze sobie nie uświadamiają uwarunkowanych kulturowo odcieni znaczeniowych mówienia lub niemówienia z tzw. "obcym akcentem", które dochodzą do głosu dopiero w okresie dojrzewania. Ma to też związek z tym, że dzieci przyswajają język docelowy "biernie" w tym sensie, że czasem nawet nie zdają sobie sprawy, że mówią w innym języku i są nieświadome jego reguł, dlatego rzadko występuje u nich lęk przed popełnieniem błędu. Dzieci są otwarte, nie towarzyszy im niepewność i nie boją się śmieszności, a charakterystyczna w tym wieku beztroska i nauka przez zabawę dodatkowo przyczyniają się do skuteczności procesu opanowywania języka docelowego. Sądzi się również, że przebiega on łatwiej i szybciej u dzieci, ponieważ używają skojarzeń wizualno-słuchowych oraz dotykowo-słuchowych, gdy tymczasem dorośli uczą się tłumacząc ze znanego już języka, a więc kojarzą drogą słuchowo-słuchową. (Por. Schnitzer M. L., Cerebral lateralization and plasticity: their relevance to language acquisition; w: Aspects of bilingualism ed. by Michael Paradis, Hornbeam Press, Columbia 1978).

Pamiętać należy, że świat dziecka składa się z innych, niż świat dorosłych realiów - można powiedzieć - nieskomplikowanych, stąd jego język jest prosty, wspólny dzieciom z różnych środowisk, a także krajów i w pewnym sensie limitowany. Idąc do szkoły dziecko wkracza też w świat subkultur i zaczyna porozumiewać się nie tylko językiem standardowym, ale używać również rozmaitych żargonów, które o wiele trudniej przyswaja się w drugim / obcym języku.

Rola języka ojczystego w procesie stawania się dwujęzycznym

* Nieodzownym warunkiem stawania się dwujęzycznym nie jest opanowanie języka docelowego, ale jest zachowanie i rozwój języka ojczystego. Przekonuje o tym T. Skutnabb-Kangas (Bilingualism or not: The Education of Minorities. Multilingual Matters, London 1981) w swej teorii, w której przyrównuje każdy z języków do lilii wodnej. Widać tylko to, co znajduje się na powierzchni, czyli kwiat, ale korzeń J1 znajduje się pod wodą, głęboko. W procesie akwizycji J2 możliwe są dwie sytuacje: z tego samego korzenia rozwija się druga lilia, więc na powierzchni widać dwa piękne kwiaty. Są one mocno osadzone pod wodą, mają wspólny korzeń, ale dwie łodygi. Natomiast gdy zostanie przerwana więź z J1, ale następuje rozwój J2, pozornie też widzimy dwie lilie unoszące się na powierzchni wody, jednak obydwie są pozbawione korzenia, a nawet nie są ze sobą połączone, a więc słabe i ulotne (autorka nazywa tę sytuację semi-lingwizmem czyli półjęzycznością).

Odpowiedzialność rodziców

Za utrzymywanie i rozwój języka ojczystego w całości są odpowiedzialni rodzice. Należy pamiętać, że to oni podejmują wszelkie decyzje - począwszy od postanowienia wyjazdu z kraju rodzinnego (dzieci są zawsze na emigracji przymusowej), przez wybór miejsca osiedlenia, a więc kraju, miasta i dzielnicy, a w konsekwencji - kolegów, sąsiadów i szkoły. To rodzice decydują, czy zachowane zostaną kontakty ze środowiskiem etnicznym, a ma to wpływ na podtrzymywanie języka ojczystego, mimo że zazwyczaj jest wtedy używany język polonijny, a nie ogólnopolska norma językowa. W środowisku polonijnym zawsze znajdzie się ktoś jednojęzyczny, kto dopiero przyjechał albo przebywa z wizytą, a ważny i potrzebny jest jakikolwiek kontakt z językiem polskim. Dlatego niesłuszne jest odcinanie się od swojej grupy etnicznej na obczyźnie. Innym czynnikiem warunkującym zachowanie polszczyzny jest oczywiście polska lub polonijna szkoła, ale o tym, czy dziecko z niej korzysta czy nie, też decydują rodzice. Od nich zależy więc, czy i jak pielęgnuje się etniczność, czy i jakie są kontakty ze środowiskiem polonijnym, czy dziecko uczy się polskiego w szkole polskiej (lub polonijnej) oraz najważniejsze - czy w domu mówi się polsku i jak się mówi. Dzieci przyswajają sobie taką polszczyznę, jaką posługują się ich rodzice. Rzadko jest ona standardowa i rzadko obejmuje czytanie i pisanie. Dopiero szkoła może zapewnić nauczanie wszystkich sprawności w literackiej odmianie języka.

Rodzice muszą uczyć dzieci języka poprzez komunikację, a więc spędzać dużo czasu na rozmowach z nimi albo samym mówieniu do nich po polsku, kiedy to tylko jest możliwe. Małżonkowie powinni rozmawiać też ze sobą w J1, zwracać się tak do dzieci i wymagać, aby odpowiadały w tym języku. Nie wolno dopuszczać do mieszania języków, a jeśli dziecko ma kłopoty z nazwaniem czegoś po polsku, a zna angielskie słowo, należy pomóc mu je przetłumaczyć. Trzeba też koniecznie wystrzegać się tolerowania u dzieci mowy "dziecinnej", sepleniącej. Zdarza się, że nastolatki mówią w ten sposób po polsku, co naraża ich na śmieszność. Gdy zaczynają sobie z tego zdawać sprawę, wstydzą się i unikają rozmów w tym języku.

Bardzo ważną rolę odgrywa czytanie dzieciom po polsku, a potem pomoc w czytaniu, opowiadanie bajek, legend, różnych śmiesznych i zajmujących historyjek oraz zachęcanie do oglądania polskich filmów, słuchania i śpiewania polskich piosenek. W ten sposób można przekonać dzieci, że pewne rzeczy są zastrzeżone dla języka ojczystego, i że polski, który może być czymś w rodzaju szyfru, kodu lub "sekretnego języka" jest tym, co odróżnia dziecko od innych. Rodzice jednak muszą wykazać niezłomność i konsekwencję w stosowaniu J1, bo jeśli sami robią od tego odstępstwa, nie mogą oczekiwać, że dzieci będą się zachowywały inaczej. Często się zdarza, że na co dzień toleruje się mówienie w domu po angielsku lub mieszanie języków, a gdy zjawią się goście, zwłaszcza mówiący dobrze (czysto) po polsku, rodzice karcą swoje pociechy, upominają i okazują swoje niezadowolenie. Wywołuje to spore zamieszanie w dziecięcych umysłach.

Trzeba mieć świadomość, że u dzieci wychowanych w tej samej rodzinie i w tym samym środowisku nie zawsze wykształcają się te same postawy wobec pochodzenia, języka i kultury. (Zob. W. Miodunka, Język a identyfikacja kulturowa i etniczna. Studium kształtowania się tożsamości rodzeństwa należącego do drugiego pokolenia Polonii australijskiej, w: Język polski na świecie. Zbiór studiów pod red. W. Miodunki, PWN, Warszawa 1990). Poza tym ważną rolę odgrywa tu wiek dziecka w stosunku do rodzeństwa: zwykle najlepiej mówi pierwsze dziecko, młodsze zaś komunikują się między sobą najczęściej w języku docelowym, a z rodzicami w etnicznym.

Rodzice nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że nie nalegając na to, aby ich dzieci znały język ojczysty, a w skrajnych przypadkach nakłaniając je do używania wyłącznie angielskiego, zamykają im drogę do bilingwizmu. Kontakt z językiem docelowym, który zazwyczaj cieszy się wyższym prestiżem, jest o wiele większy, dłużej w ciągu dnia trwający, co działa na niekorzyść języka ojczystego.

Język docelowy - zagrożenie dla dwujęzyczności

* Nie ma powodu przechodzić na angielski w domu po to, aby pomóc dzieciom szybciej opanować ten język. Zamiast domniemanej korzyści skutek może być odwrotny, bo dzieci będą przejmować błędy rodziców wynikające z ich niedoskonałej znajomości J2 albo pewnego dnia uświadomią sobie, że znają ten język lepiej niż rodzice, co może prowadzić do zakwestionowania ich prestiżu. Utrata języka ojczystego jest właściwie nie do odrobienia, a jeśli zdarzy się przypadek jego regresji, może pojawić się półjęzyczność, o której była już mowa, stanowiąca najmniej pożądany efekt językowy. W dodatku wyeliminowanie języka ojczystego może zaburzać i ograniczać komunikację i wzajemne rozumienie między pokoleniami, bo środki językowe są jeszcze niewystarczające na wyrażanie swoich emocji, życzeń, uczuć, niepokojów, itd. M. Warchoł-Schlottmann twierdzi, że większość Polaków mieszkających w Niemczech chciałaby, aby ich dzieci mówiły po polsku. Jednak sami nie tylko niewiele robią w tej kwestii, ale nawet akceptują sytuację, kiedy mówią do dzieci po polsku, a one odpowiadają po niemiecku. Tym samym zezwalają na mieszanie języków, a potem na powolne przechodzenie na niemiecki. W pewnym momencie orientują się, że język polski całkiem poszedł w zapomnienie i boleją nad tym, ale jest już za późno:

"Zadziwia krótkowzroczność rodziców polskich, którzy w tym (...) nie dostrzegają zarzewia potencjalnego konfliktu pokoleń, rozczarowań i nieporozumień w przyszłości, wedle zasady: dwa języki, dwa światy. Oni sami, którzy nigdy nie osiągną takiej kompetencji w niemieckim jak ich dzieci, za parę lat, nie będą odpowiednimi partnerami dla swoich niemieckojęzycznych dzieci pod względem językowym" (dz.cyt.).

Problem ten istnieje chyba w każdym skupisku emigracyjnym. Np. J. Smolicz (Kultura i nauczanie w społeczeństwie wieloetnicznym, PWN, Warszawa 1999) cytuje jeden z pamiętników badanych osób w Australii:

"Po upływie pierwszych tygodni pobytu mojego syna w szkole [...] powstała realna obawa, iż utrata przez niego języka polskiego zaciąży tragicznie na naszej rodzinie. Ponieważ mój mąż nie opanował angielskiego, bezpośredni kontakt między ojcem i synem mógł ulec zerwaniu. Zauważyłam, że dzieci oddalają się od swoich rodziców, jeżeli nie mogą na każdy temat swobodnie porozumieć się z nimi we wspólnym języku".

K. Serejska-Olszer (Polszczyzna z oddali. Język polski w anglojęzycznym świecie, Media Rodzina, Poznań 2001) przytacza list jednej ze swoich korespondentek w Stanach Zjednoczonych:

"Pisze Pani w swym artykule, że politowanie budzą w niej matki, które łamaną i źle akcentowaną angielszczyzną rozmawiają ze swymi maluchami, pozbawiając je w ten sposób znajomości języka polskiego. Matki te nie zastanawiają się nad tym, że gdy dzieci ich pójdą do szkół i dobrze opanują angielski, zobaczą, jak język ten brzmi w ustach matki czy ojca i mogą stracić szacunek do rodziców. Mniej czy więcej świadomie zaczną ich uważać za ludzi niewykształconych, a nawet ograniczonych. Poza tym nie wyobrażam sobie, jak rodzice komunikujący się z dziećmi tylko w świeżo nabytym i nie opanowanym języku obcym, mogą się naprawdę z dziećmi porozumieć. Mam na myśli tak naprawdę, do głębi. Jak przekazują im swoją wiedzę, poglądy na świat, swą troskę o nie, nadzieję, dumę z nich, a nawet jak okazują zwykłą, codzienną miłość. Bo przecież "my darling son" nigdy nie zastąpi naszego ciepłego "synu, dziecko moje kochane". Tak właśnie zwracam się czasem jeszcze do czterdziestoletniego, wąsatego dryblasa, którego kiedyś wydałam na świat, i on to bardzo lubi."

Wpływ języka wyjściowego na docelowy

Przez długie lata pokutował pogląd, że język wyjściowy przeszkadza w opanowaniu i rozwijaniu języka docelowego. Obwiniano J1 za wszelkie niepowodzenia w procesie akwizycji J2, postulowano więc mniejsze używanie języka pierwszego - aż do zarzucenia go włącznie. Obecnie uznaje się, że języki etniczne mogą wzbogacać umiejętności komunikacyjne imigranta, ale przede wszystkim przyczyniać się do efektywnego opanowania J2. (Por. Dulay H., Burt M., Krashen S., Language two, Oxford Univ. Press, New York 1982).

Wszystko wskazuje na ścisły związek między zachowaniem i rozwijaniem J1, a pozytywnym wpływem dwujęzyczności na umysłowy rozwój i postępy w nauce szkolnej dziecka.

Aktywny udział rodziców w osiąganiu bilingwizmu swoich dzieci

Rodzice, którzy rozważają umożliwienie swoim dzieciom osiągnięcie dwujęzyczności powinni najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie do czego ona im jest potrzebna? Najważniejsze powody to: chęć i możliwość komunikowania się z najbliższą rodziną, zwłaszcza z dziadkami; umiejętność doceniania rodzimej kultury; podtrzymywanie istnienia grupy etnicznej; możliwość otrzymania lepszej pracy; wzbogacanie osobowości poprzez dostęp do dwóch kultur; pomoc w readaptacji w razie powrotu do kraju, na co rzadko zwraca się uwagę. Jeśli więc chociaż jeden czynnik wydaje się ważny, należy postarać się o to, aby język ojczysty był zachowany i rozwijany. Lepiej jest nakłaniać swoje dzieci do nauki polskiego, niż jej zaniechać, bowiem łatwiej jest budzić język ze stanu uśpienia, niż nadrabiać zaległości całego życia w wieku dorosłym - bez większych szans na sukces. "Uczmy ich [dzieci - przyp. E. L.] języka polskiego. Po buntach i odrzuceniach nadejdzie dzień, w którym okażą nam zdumioną wdzięczność albo zapytają z żalem: dlaczego nie nauczyłaś mnie mówić po polsku?" (D. Mostwin, Trzecia wartość, KUL, Lublin 1995).

Podsumowując stwierdzić należy, że jeśli rodzice chcą, aby ich dzieci stawały się dwujęzyczne, muszą sami aktywnie włączyć się w ten proces. Powinni wzbudzać motywację do nauki obydwu języków dbając o to, aby nastawienie do nich było tak samo pozytywne (w żadnym razie nie może mieć miejsca ośmieszanie języka czy kultury kraju osiedlenia ani zniechęcanie dziecka do ich poznawania!) oraz umożliwiać kontakt z nimi w zbliżonym zakresie. Oznacza to położenie szczególnego nacisku na utrzymywanie i rozwój języka polskiego.

Dr Ewa Lipińska
Katedra Języka Polskiego jako Obcego
Instytut Studiów Polonijnych i Etnicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego"


2.

"

Dwujęzyczność
czyli
dlaczego i w jaki sposób uczyć dzieci polskiego na obczyźnie

Ile razy rozmawiamy ze znajomą Polką z Nowego Jorku, ona zachwyca się, że nasze dzieci tak dobrze mówią po polsku. Swoje dzieci próbowała na początku uczyć polskiego, ale dość szybko z tego zrezygnowała. Mąż jest polskiego pochodzenia i języka polskiego prawie nie zna - łatwiej było im wszystkim porozumiewać się w jednym języku. Tego typu sytuacji i historii miałam okazję zaobserwować bardzo wiele od momentu mojego przyjazdu do USA dwanaście lat temu. Problem uczenia dzieci polskiego na obczyźnie był jednak znany mi od dawna. Część rodziny mojej mamy porozjeżdżała się po drugiej wojnie światowej, po całym świecie, nie tylko do krajów anglojęzycznych. Znałam więc, zarówno z opowiadania, jak i z naocznej obserwacji, problemy rodziców z nauczaniem swoich dzieci języka polskiego.

Dwujęzyczność najlepiej rozwijać u dzieci, bo ich narządy mowy i słuchu są elastyczne i z łatwością rozpoznają i przyswajają skomplikowane dźwięki, których dorosły człowiek często nie jest już w stanie rozróżnić lub opanować

W moim artykule chciałabym przedstawić problem dujęzyczności - czym jest, jakie są jej korzyści i w jaki sposób można ją osiągnąć. Opierać się będę na własnym doświadczeniu (i jako rodzica, i jako nauczyciela), na obserwacjach wśród krewnych i znajomych oraz na wiedzy z pedagogiki i metodyki nauczania, którą zdobyłam podczas studiów na Wydziale Filologii Angielskiej. Być może wiele z moich uwag wyda się oczywistymi lub dobrze znanymi, ale myślę, że przypomnienie lub uporządkowanie tych spraw może wielu osobom pomóc, czy to w podjęciu decyzji uczenia dzieci polskiego, czy też w rozwiązywaniu problemów z tym związanych.

Dwujęzyczność, inaczej bilingwizm, to umiejętność płynnego posługiwania się dwoma językami, najczęściej od dzieciństwa. Dwujęzyczność najlepiej rozwijać u dzieci, bo ich narządy mowy i słuchu są elastyczne i z łatwością rozpoznają i przyswajają skomplikowane dźwięki, których dorosły człowiek często nie jest już w stanie rozróżnić lub opanować. Pisząc o umiejętności posługiwania się językiem mam na myśli cztery sprawności: mówienie, rozumienie mowy, czytanie i pisanie. W tym artykule zajmę się głównie dwoma pierwszymi, ze szczególnym odniesieniem do dzieci najmłodszych.

Dla wielu z nas, polskich emigrantów, jest rzeczą naturalną, że nasze dzieci powinny uczyć się języka polskiego. Robimy to często wyłącznie z pobudek sentymentalnych - język polski wiąże się z naszym wychowaniem, wykształceniem. To nasze dziedzictwo, które chcemy przekazać dzieciom. Wielu rodzicom potrzeba jednak bardziej racjonalnych i praktycznych powodów, żeby poświęcić czas i energię na nauczanie swoich dzieci tak mało uniwersalnego języka jakim jest polski. Wiele badań przeprowadzonych nad dwujęzycznością, wskazuje, że korzyści z niej płynacych jest wiele. Dwujęzyczność ułatwia naukę innych języków. Moi krewni z Londynu, urodzeni już poza Polską, oprócz języka polskiego i angielskego, płynnie posługują się językiem francuskim i hiszpańskim, a ich dzieci (a więc trzecie pokolenie emigrantów) też znają przynajmniej cztery języki. Wszystkim bardzo to pomogło w karierze zawodowej. Dwujęzyczność pomaga w nauce w ogóle, rozwija bowiem zdolności rozumienia i kojarzenia. Dzieci dwujęzyczne potrafią też z większą łatwością przestawiać się z jednego zadania na drugie i łatwiej się koncentrują. Mimo że zasób słów języka miejscowego jest na ogół mniejszy u dzieci dwujęzycznych niż u dzieci jednojęzycznych, dzieci dwujęzyczne często w sposób pełniejszy potrafią wykorzystać sam język, są językowo bardziej twórcze, mają niejako większą świadomość jego wieloznaczności i wielostronności. Najznakomitszym tego przykładem jest twórczość Józefa Konrada Korzeniowskiego, który wzniósł literaturę anglo-języczną na niespodziewane wyżyny doskonałości poprzez oryginalne, niebanalne i bardzo inspirujące użycie języka. Z punktu widzenia socjologii, dwujęzyczność pomaga uczyć tolerancji i propaguje wielowarstwowe społeczeństwo. Poza tym, nie należy nigdy wykluczać powrotu do Polski na stałe, bo nawet po kilkunastu latach pobytu na obczyźnie, decydują się na to osoby mające dzieci w wieku szkolnym (patrz mój artykuł „Powroty”, WK17). Dwujęzyczność jest wtedy dla dzieci wielkim atutem. Czasem decydują się na taki powrót już same dzieci emigrantów, które w kraju ojczystym rodziców szukają lepszego startu zawodowego. Tak stało się z kilkoma moimi kuzynami, urodzonymi i wykształconymi w Anglii, ale z bardzo dobrą znajomością języka polskiego i polskiej kultury. Wykorzystali oni zmiany w Polsce w latach 90. i z dużym powodzeniem rozwinęli karierę zawodową właśnie tam. Także postępująca globalizacja powinna dać szansę zawodowego sukcesu ludziom polskiego pochodzenia z dobrą znajomością języka polskiego.

Dla mnie bodźcem do podjęcia decyzji, żeby uczyć moje dzieci (obecnie 7 i 3 lata) polskiego było jeszcze takie rozumowanie. Chciałabym, żeby moje dzieci zawierzały mi swoje problemy, radości i smutki. Budowanie takiego zaufania musi wyjść ode mnie, od mojego dzielenia się swoimi sprawami. Skoro dla mnie najlepszym środkiem komunikowania się jest język polski, właśnie tym językiem powinniśmy się w domu posługiwać. Mam nadzieję, że to pomoże zbudować lepszą więź z moimi dziećmi.

Jest jeszcze jeden istotny problem. W większości przypadków rodzin polsko-języcznych, rodzice, nawet jeżeli znakomicie znają język angielski, mówią z mniejszym lub większym akcentem. Mówimy do dzieci po angielsku po to, aby one znały ten język lepiej od nas, a w rezultacie udziela im się nasz akcent i powielają nasze błędy.

Osiągnięcie dwujęzyczności nie jest wcale proste. Wymaga wiele czasu, wytrwałości, konsekwencji i cierpliwości.

Od momentu narodzin moich dzieci mówiłam do nich po polsku. Staram się nie wtrącać angielskich słów, przyjmując zasadę: mówić tak, aby moje wypowiedzi mogły być łatwo zrozumiane w Polsce przez osoby nie znające języka angielskiego. Zaśmiecanie polskiego języka angielskimi słowami prowadzi do nasilającego się mieszania dwóch języków, a w konsekwencji często do całkowitego przejścia na język angielski. Wpływa to również negatywnie na wzajemne zrozumienie. Wiem, że czasem jest to trudne, gdyż język angielski jest bardzo skrótowy, polski natomiast bardziej opisowy; niektóre angielskie sformułowania i wyrazy są trudne do przetłumaczenia czy zastąpienia. Poza tym język polski w ostatnim czasie uległ znacznym wpływom języka angielskiego. Nie jestem purystką, ale staram się po prostu kierować zdrowym rozsądkiem.

Przede wszystkim dużo czytam moim dzieciom po polsku. Wiersze, bajki, opowiadania często towarzyszą nam nawet przy posiłkach. Śpiewamy razem polskie piosenki. Moje dzieci słuchają często polskich piosenek i bajek z kaset i płyt kompaktowych (najczęściej w samochodzie), oglądają polskie bajki, bawią się polskimi grami komputerowymi. Z posłaniem syna do przedszkola zaczekaliśmy do czasu jak miał prawie cztery lata, bo chcieliśmy, aby swobodnie posługiwał się językiem polskim. Postanowiliśmy tak zrobić również z naszą córką. Nie ukrywam też, że moim głównym motywem założenia Bajecznika, trzy i pół roku temu, była chęć zwiększenia kontaktu mojego syna z polskimi rówieśnikami. Z innych jeszcze sposobów ćwiczenia znajomości języka polskiego mogę zasugerować oglądanie polskiej telewizji satelitarnej. Dzieci w wieku szkolnym można posłać do Polskiej Sobotniej Szkoły lub, jeżeli koliduje to z zajęciami sportowymi lub sobotnimi rodzinnymi zwyczajami, na prywatne lekcje polskiego. Od zeszłego roku sama zaczęłam uczyć mojego syna czytania i pisania po polsku, właśnie w tygodniu. Poza tym, w naszym przypadku, są jeszcze coroczne wyjazdy do Polski. Są one oczywiście poważnym obciążeniem budżetu rodziny, jednak zdaję sobie sprawę z tego, jak kontakt z rodziną, rówieśnikami i polskim językiem na każdym kroku, pozytywnie wpływa, raz na jego znajomość, dwa na motywację dzieci do jego uczenia się.

A podtrzymywanie motywacji jest w przypadku każdej nauki bardzo istotne. Mój syn, który właśnie rozpoczął pierwszą klasę, przeszedł swój pierwszy mały bunt i chciał, abyśmy mówili w domu po angielsku. Z chwilą pójścia dzieci do szkoły tego typu postawy nasilają się. Powtarzam więc mojemu synowi, że dziadkowie, kuzynki, kuzynowie i koledzy w Polsce nie znają angielskiego, a więc jak będzie z nimi rozmawiał podczas pobytu w Polsce? Jest to dla niego bardzo przekonywujące. Podsuwam mu także polskie książki, które odzwierciedlają jego zainteresowania.

Motywacji potrzebują też rodzice. Są tacy, którzy wstydzą się swojego pochodzenia i nie chcą, aby ich dzieci mówiły po polsku, inni nie czują więzi ze swoimi narodowymi korzeniami i chcą jak najszybciej wtopić się w amerykańskie społeczeńswo. Budownie motywacji w tych przypadkach jest bardzo trudne, a narodowe kompleksy to temat na osobny artykuł. Wielu rodziców uważa też, że dziecku łatwiej będzie, gdy od początku będą mówić po angielsku. Jest w tym dużo racji, ale myślę że trzeba po prostu myśleć trochę perspektywicznie. Pierwszy rok przedszkola dla mojego syna (miał już wtedy prawie 4 lata) był bardzo trudny, bo jego znajomość języka angielskiego była ograniczona. Ciężko mu było nawiązać kontakt z rówieśnikami i z nauczycielkami, zwłaszcza, że z natury jest nieśmiały. Ale w drugim roku, kiedy chodził do przedszkola cztery razy w tygodniu, nabrał pewności siebie i zrobił kolosalne postępy i w języku, i kontaktach z ludźmi.

Moja sytuacja jest oczywiście trochę uprzywilejowana – oboje z mężem jesteśmy Polakami, ja nie pracuję zawodowo, mam wykształcenie i doświadczenie pedagogiczne. Ale często oboje rodzice pracują. Matki pracujące zawodowo nie mają tyle czasu na domową naukę polskiego. Koleżanka pracowała kiedyś zawodowo „pełną parą”, a kiedy jej córka coraz gorzej zaczęła mówić po polsku, po czym w ogóle go zaniechała, koleżanka postanowiła założyć własną firmę. Pracując zawodowo w domu, ma większy kontakt z dziećmi. Ale co robić, gdy jednak matka decyduje się na pracę, która uniemożliwia spędzanie czasu z dziećmi w ciągu dnia? Uczenie języka polskiego jest wtedy trudne, ale nie niemożliwe (patrz przykład w następnym paragrafie). Do znajomych często przyjeżdżała matka z Polski, a po śmierci męża przeniosła się do USA na stałe i teraz mieszkają razem. Inni znajomi regularnie sprowadzają z Polski pomoc do dzieci, niekoniecznie krewnych. Koleżanki znalazły opiekę do dzieci wśrod tutejszej Polonii. Pozostaje też żmudna praca z dzieckiem po pracy. Posiłki, kąpiel, czy, w przypadku osób wierzących, modlitwa – to momenty, które można wykorzystać na naukę polskiego.

Jeszcze inaczej wygląda nauka języka polskiego w małżeństwach polsko-amerykańskich. Wymaga ona dużego poświęcenia, konsekwencji i samozaparcia obojga rodziców. Dużą przeszkodą jest świadomość, że ucząc dziecko polskiego w pewnym stopniu dzielimy rodzinę na dwie części, bo rodzic-Amerykanin często nie rozumie o czym rozmawia ze swoimi dziećmi rodzic-Polak. Nasi przyjaciele na przykład, to rodzina amerykańsko-szwedzka z czwórką dzieci w wieku od trzech do dwunastu lat. Ojciec-Szwed od początku życia swoich dzieci mówił do nich konsekwentnie po szwedzku, czytał im bajki, uczył czytać i pisać. Matka cały czas wspierała tę naukę, okazywała dużo zrozumienia i cierpliwości. Obecnie znajomość szwedzkiego u dzieci jest zróżnicowana, najlepiej zna go oczywiście najstarsze, najsłabiej najmłodsze, ale ciągle język szwedzki jest istotną częścią ich życia rodzinnego. Każdy wyjazd do Szwecji (raz na kilka lat) bardzo podnosi tę znajomość. W ich sytuacji godne podziwu jest to, że to ojciec, który siłą rzeczy spędza z dziećmi zdecydowanie mniej czasu niż niepracująca zawodowo matka, jest osobą uczącą swe dzieci innego niż angielski języka. Jego żona też nauczyła się szwedzkiego na tyle, że rozumie o czym mówią i podczas pobytu w Szwecji potrafi porozumiewać się po szwedzku.

... korzyści płynące z dwujęzyczności to poczucie przynależności, lepszy kontakt z rodzicami, z krewnymi i znajomymi w Polsce, większe zdolności kognitywne, wreszcie szansa na rozszerzenie możliwości zawodowych.

Tutaj chciałabym zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz - jedna osoba powinna mówić konsekwentnie do dziecka w jednym języku, zwłaszcza na początku (mniej więcej do trzeciego roku życia). Niektórzy sądzą, że gdy będą mówić do dziecka w dwóch językach na przemian, to szybciej nauczy się ono obu języków. Nie ma nic bardziej mylnego. W takiej sytuacji dziecko jest po prostu zdezorientowane i najczęściej dochodzi do opóźnienia w rozwoju mowy. Często potrzebna jest interwencja lekarza, który na ogół zaleca zdecydowanie się na jeden język i rodzice zwykle decydują się na język miejscowy. Taka sytuacja spotkała moją kuzynkę, która wyszła za mąż za Hiszpana i do swojego najstarszego syna oboje mówili raz po angielsku, raz po hiszpańsku, czasem ona po polsku i syn nie mówił aż do czwartego roku życia.

Reasumując, korzyści płynące z dwujęzyczności to poczucie przynależności, lepszy kontakt z rodzicami, z krewnymi i znajomymi w Polsce, większe zdolności kognitywne, wreszcie szansa na rozszerzenie możliwości zawodowych. Środki do osiągnięcia celu to przede wszystkim chęć, potem czas, samozaparcie i konsekwencja, których młodym stażem rodzicom, jak i samej sobie, serdecznie życzę.

Bożena Zaremba"



3.


"
Najnowsze badania wykazały, że dorastanie w dwujęzycznym środowisku wpływa na przyszłe zdolności językowe dziecka i ułatwia naukę kolejnych języków oraz rozwija zdolność abstrakcyjnego myślenia. Jest to szczególnie ważne w Wielkiej Brytanii, gdyż nauka języków w szkołach podstawowych i średnich często nie stoi tu, dyplomatycznie rzecz ujmując, na najwyższym poziomie, a Brytyjczycy zajmują jedno z najniższych miejsc w rankingu znajomości języków obcych w UE.


Zeszłej jesieni odwiedziliśmy angielskich przyjaciół i poznaliśmy tam znajomą znajomego. Okazało się, że Ewa pochodzi z Niemiec, ma ojca Niemca i mamę Polkę. Chociaż nigdy w Polsce nie mieszkała i rzadko ją odwiedza, mówiła świetnie po polsku, zupełnie poprawnie pod względem gramatycznym, miała bogate słownictwo. Oprócz polskiego i niemieckiego zna także biegle angielski (akcent niemiecki był ledwo wyczuwalny), francuski i hiszpański.
Wielojęzyczność Ewy zrobiła na mnie duże wrażenie i nie muszę chyba dodawać, że jeszcze większe na reszcie towarzystwa – byłyśmy jedynymi cudzoziemkami. Ewa z pewnością ma zdolności językowe, ale jak sama podkreśliła, bycie dwujęzyczną od początku nauki mowy na pewno przyczyniło się do rozwinięcia tych zdolności.

Ilość Polaków osiedlających się w UK (gdzie mieszkam) pozwala założyć, że w najbliższej dekadzie wyrośnie nowe pokolenie dzieci władających biegle zarówno językiem polskim jak i angielskim. Bywa, że do tych języków dochodzi jeszcze trzeci, jeśli także drugi rodzic jest imigrantem. Wielojęzyczność jest codziennością dla rosnącej liczby rodzin. Choć wydawałoby się, że dotyczy to głównie związków mieszanych, także rodziny, w których oboje rodzice pochodzą z Polski, mają różne wątpliwości na ten temat, zwłaszcza, że wokół tego zjawiska krąży wiele mitów i niesprawdzonych opinii.
Do najczęściej zadawanych pytań należy: czy dziecku nie pomieszają się języki? A nawet: czy dwujęzyczność nie pomiesza dziecku w głowie i nie opóźni jego rozwoju?

Ciekawe, że te obawy wciąż się powtarzają, choć przykładów na to,
że dzieci z łatwością uczą się dwóch, a nawet trzech języków, nie brakuje. W wielu miejscach na świecie dwu- i wielojęzyczność praktykuje się z powodzeniem od setek lat, np. w Belgii, Szwajcarii, Finlandii, Walii i Kanadzie. I choć w większości państw europejskich dominuje jeden narodowy język, to sytuacja w innych częściach świata jest zupełnie inna: aż 75% ludności świata ma kontakt i często mówi w dwóch lub więcej językach i dialektach. Polska jest krajem monolingwalnym, w dodatku Polacy musieli opierać się germanizacji i rusycyzacji – stąd zapewne bierze się nieufna postawa wobec uczenia małych dzieci więcej niż jednego języka. Przykład niezliczonych mieszanych rodzin, a także wyniki wielu badań dowodzą jednak, że dzieci, które od urodzenia mają kontakt z więcej niż jednym językiem, z łatwością przyswajają sobie dwa, trzy a nawet cztery języki. Specjaliści ustalili, że właśnie cztery języki to granica – dopiero piąty język wprowadzany w tym samym czasie co pozostałe cztery może nastręczyć trudności. Nie ma żadnych dowodów na to, że nauka więcej niż jednego języka wpływa negatywnie na rozwój dziecka, wręcz przeciwnie, jest wiele dowodów na to, że jest to pozytywne doświadczenie, które korzystnie wpływa na jego inteligencję.

Najnowsze badania wykazały, że dorastanie w dwujęzycznym środowisku wpływa na przyszłe zdolności językowe dziecka i ułatwia naukę kolejnych języków oraz rozwija zdolność abstrakcyjnego myślenia. Jest to szczególnie ważne w Wielkiej Brytanii, gdyż nauka języków w szkołach podstawowych i średnich często nie stoi tu, dyplomatycznie rzecz ujmując, na najwyższym poziomie, a Brytyjczycy znajdują się na jednym z najniższych miejsc w rankingu znajomości języków obcych w UE.
To prawda, że wielojęzycznym dzieciom zdarza się używać w jednym zdaniu słów z różnych języków. Ba, zdarza się to i nam, dorosłym, którzy od dawna mieszkają w kraju innym, niż ojczysty. Bywa też, że dzieci popełniają błędy gramatyczne. Jest to jednak zupełnie nieszkodliwe, przemijające i najczęściej bardzo zabawne zjawisko (córeczka znajomego mieszanego małżeństwa mawia "Idziemy do home’u!"). Rozwój mowy u dzieci dwujęzycznych przebiega tak samo jak u dzieci jednojęzycznych, które także na początku popełniają błędy. Z czasem, w miarę rozwoju słownictwa, dzieci uczą się poprawnej formy. Jeśli rodzice sami nie będą kaleczyć swego ojczystego języka i zadbają o stały z nim kontakt, dziecko także będzie mówiło czysto i poprawnie. A śmieszne neologizmy i powiedzonka trafią do zbioru rodzinnych anegdot.

Kolejny popularny, lecz fałszywy pogląd dotyczy relacji dzieci dwujęzycznych z rówieśnikami. Pewna zamieszkała w Anglii znajoma Polka, której mąż także jest Polakiem, i którym niedawno urodził się synek, zwierzyła mi się ostatnio ze swoich obaw: "Oboje z mężem mówimy do dziecka po polsku i na razie dziecko nie ma właściwie żadnego kontaktu z językiem angielskim. Zastanawiam się, co będzie, jak dziecko będzie na tyle duże, żeby pójść do szkoły – czy nie będzie miało przez to problemów? Czy nie będzie wyobcowane, odtrącone przez inne dzieci? A może powinnam mówić do niego po angielsku?"
Wbrew jej obawom, jest to sytuacja bardzo sprzyjająca pełnej dwujęzyczności. O ile dziecko będzie miało częsty kontakt z anglojęzycznymi rówieśnikami i telewizją (tu nieoceniona, jak się przekonało wiele polskich mam z UK, jest stacja dla dzieci Cbeebies), nauczy się angielskiego równie szybko, co dzieci Brytyjczyków. Uniknie się przy tym niebezpieczeństwa, że dziecko ucząc się od rodziców języka dla nich obcego, przejmie wady wymowy i błędy językowe rodziców.
Inne negatywne konsekwencje wyboru innego niż język ojczysty rodziców języka rodzinnego to brak pełnego kontaktu rodziców z dzieckiem (ilu emigrantów zna angielskie slowa oznaczające kosa, skrzyp polny, łasicę czy prawdziwka?) oraz z bliskimi i dalszymi krewnymi rodziców (dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni). Swobodną dwujęzyczność osiągnie dziecko, które spędza co najmniej 30% czasu obcując z drugim językiem. Angielski i tak będzie językiem dominującym i rodzice szybko przekonają się, że dziecko chłonie język otoczenia jak gąbka, niezależnie od tego, jakim językiem mówi w domu.

Są dwa główne systemy wychowania w dwujęzyczności: pierwszt, zwany w skrócie OPOL (one-person-one-language) dotyczy rodzin mieszanych i oznacza, że każde z rodziców komunikuje się z dzieckiem w swoim ojczystym języku. Tę metodę stosuje moja koleżanka, Polka, mająca męża Anglika, na której ja zamierzam się wzorować. Córeczka koleżanki ma obecnie 4 latka, od początku mama mówiła do niej wyłącznie po polsku, tata – po angielsku. Dziewczynka zaczęła mówić nieco później niż rówieśniczki (co się często zdarza dzieciom dwujęzycznym, ale nie jest powodem do zmartwienia) i "skokami" – jednego dnia używała równoważników zdania typu Ania jeść, Ania spać, następnego używała pełnych zdań: mama, Ania już chce spać. Teraz Ania ma bardzo duży zasób słownictwa w obu językach i choć angielski dominuje, ona od dawna zupełnie swobodnie rozgranicza polski i angielski – kiedy poznaje nowe słowo w angielskim, pyta się: jak to powiedzieć po polsku? Dwujęzyczność jest dla niej najnormalniejszą sprawą pod słońcem.

Druga metoda, zwana w skrócie mL@H (minority language at home) dotyczy rodzin emigranckich i oznacza, że w domu używa się języka ojczystego rodziców, natomiast języka otoczenia dziecko uczy się od tubylców (native speakers). Dwie moje dwujęzyczne (angielsko-polskie) znajome – siostry, urodzone w Londynie, córki polskiego małżeństwa, które do Anglii przywiały wichry II wojny światowej, zwróciły mi uwagę na praktyczny aspekt metody mL@H. Ich rodzicom, nawet gdyby chcieli, zwyczajnie nie udałoby się wychować ich tylko z językiem angielskim. Polska i polskość były stale obecne w życiu tej rodziny, zatem najpraktyczniejsze było używanie w domu wyłącznie języka polskiego. Do dziś obie siostry mówią świetnie po polsku, choć bywa, że używają określeń, które dla osób przybyłych z Polski brzmią nieco staroświecko i pewnie nie zrozumiałyby młodzieżowego slangu Jest to bardzo dystyngowana, przedwojenna polszczyzna, równie czarująca, jak ich doskonałe, niedzisiejsze maniery.

Niezależnie od metody, najlepsze efekty osiągają rodzice, którzy są konsekwentni i zachęcają dziecko do interakcji w swoim języku poprzez zabawę. Płyty z piosenkami, filmy na wideo i DVD, książki i gry są doskonałą pomocą w nauce drugiego języka. Warto posłać też dziecko do sobotniej szkółki polskiej, lub, jeśli nie ma takiej w okolicy, nawiązać kontakt z innymi polskimi rodzicami. Jeśli dziecko ma ulubiony sport lub inne zajęcie, warto mówić o tym po polsku, opowiadając mu np. o znanych polskich sportowcach. Zatrudnienie do opieki nad dzieckiem polskiej au-pair lub opiekunki zapewni mu dodatkowy kontakt z drugim językiem. Rodzice dzieci dwujęzycznych podkreślają także, że wyjazdy i spędzanie wakacji w Polsce znakomicie podtrzymują i rozwijają znajomość polskiego.


Wiele osób ma jednak wątpliwości, czy warto wkładać tyle wysiłku w coś, co bywa czasem mozolne i trudne, a także, wydawałoby się, nieprzydatne. Niektórzy polscy rodzice uważają, że polski jest zbyt rzadkim, a przez to bezużytecznym językiem, w dodatku trudnym pod względem ortografii. Dzieci dwujęzyczne często przechodzą okres buntu, kiedy chcą używać wyłącznie języka dominującego, bo w żaden sposób nie chcą się różnić od swoich rówieśników. Przekonał się o tym znany historyk Norman Davies, którego polska żona mówiła do ich dwóch synów po polsku. O ile starszy syn akceptował tę sytuację, o tyle młodszy domagał się, by mama mówiła do niego po angielsku. Jego postawa zmieniła się diametralnie, kiedy dorósł i zainteresował się swoimi polskimi korzeniami, a ponadto zrozumiał, że inność może być zaletą. Obecnie intensywnie uczy się polskiego w Polsce. Warto się zatem uprzeć i mówić do dziecka w swoim języku, nawet jeśli ono odpowiada nam w języku otoczenia – przyjdzie bowiem czas, że doceni zalety dwujęzyczności.
Znam mnóstwo przykładów na to, że każdy język może się przydać. Dowodem, jak bardzo znajomość takiego "dziwnego" języka może pomóc w życiu i karierze, jest następująca (prawdziwa!) historia: były szef mojej koleżanki urodził się w UK w polskiej rodzinie i od urodzenia był dwujęzyczny. Przez wiele lat pracował w znanym międzynarodowym koncernie, na coraz to wyższych stanowiskach, ale choć powiększały mu sie jedynie regiony i zakres odpowiedzialności, miał przed sobą jeszcze wiele lat wspinaczki po korporacyjnej drabinie. Kiedy inna firma z tej samej branży wchodziła do Polski odnaleźli go, bo był jedyną w tej branży osobą znającą polski. Od razu został dyrektorem generalnym w Polsce, a miał wtedy niespełna 30 lat. Gdyby nie znał polskiego, nikt nie dałby mu szansy na tak wysokie stanowisko w tak młodym wieku. Obecnie ta osoba jest wiceprezesem zarządu koncernu.
Znam także osoby urodzone w UK, mające rodziców pochodzących z różnych krajów, nie tylko z Polski, które żałują, że nie znają języka/ów swoich przodków. Znam też rodziców, którzy obserwując dwujęzyczność dzieci przyjaciół, próbują z opóźnieniem nauczyć swoje podrośnięte już dzieci własnego języka, co nie jest niemożliwe, ale z pewnością trudniejsze. Za to te osoby, które są dwujęzyczne, twierdzą, że znajomość języka rodziców pomaga im w określeniu własnej tożsamości i pełniejszym zrozumieniu ich kulturalnego dziedzictwa.
Dwujęzyczność nie tylko rozwija zdolności komunikacyjne i stymuluje rozwój dziecka, w coraz większym stopniu postrzegana jest także jako inwestycja w jego przyszłość. Wg New York Times’a, który zamieścił w zeszłym roku artykuł analizujący to zjawisko, dawniej amerykańscy rodzice uczyli dzieci drugiego języka powodowani tradycją lub z powodu słabej znajomości angielskiego; dziś robią to przede wszystkim po to, by zapewnić dzieciom lepsze perspektywy.

W ostatnich kilku latach w Stanach Zjednoczonych gwałtownie wzrosła liczba szkół językowych dla dzieci uczących języka chińskiego, a zamożni rodzice coraz częściej zatrudniają chińskie nianie. Bardzo szybko rośnie także liczba osób władających biegle zarówno angielskim jak i hiszpańskim.
O zaletach wielojęzyczności wiedzą sławni i bogaci – dzieci Madonny i Johnny Deppa mówią biegle po angielsku i francusku, Antonio Banderas rozmawia z córką po hiszpańsku, a Steffi Graf ze swoimi pociechami – po niemiecku. Kristin Scott Thomas, która mieszka we Francji z francuskim mężem, stosuje wobec swoich trojga dzieci metodę OPOL.

Choć znajomość języka polskiego nie będzie takim atutem, jak płynny chiński, nie dopuśćmy do tego, żeby nasze dzieci wzięły rozbrat z ojczystym językiem. Nigdy nic nie wiadomo. Może kiedyś w Polsce będą lepsze perspektywy i nasze dzieci zechcą tam zamieszkać i pracować? Może zostaną tłumaczami lub lektorami języka polskiego? Może będą pracowały w dowolnym miejscu na świecie, ale w zawodzie, gdzie polszczyzna będzie atutem i zapewni im awans? Jak napisała anonimowa internautka, parafrazując pierwsze słowa Roty Marii Konopnickiej: "Rzuciliście ziemię skąd wasz ród? Trudno – widocznie tak musiało być. Lecz, na litość boską, nie dajcie pogrześć mowy!"



Una Cunningham-Andersson, Staffan Andersson, Growing Up with Two Languages: A Practical Guide. Wydawnictwo: Routledge, an imprint of Taylor & Francis Books Ltd, luty 2004

Laura Dyer, Mowa Dziecka. Zrozum i rozwiń mowę dziecka. Wydawnictwo: K.E.Liber, luty 2006 "


4.


"Dziecko dwujęzyczne
Znajomość dwóch języków to dla dziecka doskonały kapitał na przyszłość. Żeby jednak nauka przyniosła oczekiwany skutek, maluchowi trzeba trochę pomóc. Do trzech lat dziecko może opanować dwa języki bez szkody dla żadnego z nich - wykazują badania Patricii Kuhl, która na Uniwersytecie Stanu Waszyngton prowadzi Centrum Badania Mózgu, Umysłu i Uczenia.

Trzyletnia Zuzia przestała mówić po polsku w chwili, gdy dołączyła do angielskiej grupy w żłobku. Teraz mama czyta jej bajki po polsku, a ona tłumaczy je na angielski. Nie chce powtarzać wierszyków po polsku, a mama woli jej nie zmuszać do mówienia po polsku, żeby nie zniechęcić córeczki do języka. Ale martwi się, czy Zuzia kiedyś się odblokuje? Za to mała Aleksandra, odkąd chodzi do amerykańskiego przedszkola, w domu mówi więcej po polsku niż po angielsku. Ma problemy z odmianą - mówi: „mama, look, cioci idzie", ale używa polskiego dużo i chętnie.

Chcieć to móc
Kiedy oboje rodzice są Polakami, którzy mieszkają na emigracji, problem jest mniejszy. Chcąc nie chcąc dzieci mają styczność z językiem polskim, bo naturalnym jest, że rodzice nie rozmawiają ze sobą po angielsku. Trudniejsza sytuacja ma miejsce, jeśli rodzice są różnej narodowości i porozumiewają się między sobą po angielsku lub w innym języku. Wtedy dziecko słyszy polskie słowa tylko od mamy czy tylko od taty i to tylko wtedy, gdy spędzają czas we dwoje. Ciężko jednak wymagać od dziecka, żeby używało dwóch języków w rozmowie z obojgiem rodziców, kiedy tata nie rozumie ani słowa po polsku. Czy mama powinna być wtedy tłumaczem? Ale po co, skoro maluch doskonale wszystko rozumie i mówi płynnie w języku taty? Czasem dzieci pytają o pozwolenie dwa razy - w języku mamy i taty. Niektórzy rodzice włączają polskie bajki na DVD, konsekwentnie udają, że nie rozumieją, co dziecko mówi do nich w innym języku, wyjeżdżają na długie wakacje do Polski, kupują książki i bajki po polsku, powtarzają każde zdanie dwa razy - po polsku i po angielsku. Każda rodzina wypracowuje własne reguły. Jedno jest pewne - jeśli obojgu rodzicom naprawdę zależy na tym, by ich dziecko było dwujęzyczne, szanse na sukces są większe.



Zdaniem dr Ewy Lipińskiej, zajmującej się badaniem dwujęzyczności w Katedrze Języka Polskiego jako Obcego na Uniwersytecie Jagiellońskim, rodzice nie powinni pozbawiać dziecka szansy pozostania Polakiem lub przynajmniej utrzymania, poprzez język, związku z kulturą przodków. Tylko w dzieciństwie jest możliwe jednoczesne przyswojenie dwóch języków. Dzieci zawdzięczają zdolność do nauki niezwykłej chłonności charakteryzującej wczesny wiek, ciekawości świata silnej motywacji do nawiązania kontaktu z otoczenia i brakowi zahamowań. Przyswajają nowe słowa biernie często nie zdając sobie sprawy, że mówią w innym języku. Nieodzownym warunkiem bycia dwujęzycznym nie jest opanowanie drugiego języka, ale zachowanie i rozwój języka ojczystego. Aby osiągnąć ten trudny cel, rodzice nie powinni odcinać się od swojej grupy etnicznej na emigracji Należy dużo mówić do dzieci po polsku, kiedy tylko jest to możliwe. Czasem opiekunom wydaje się, że nakłaniając dziecko do używania wyłącznie angielskiego, oddają mu przysługę, pozwalając szybciej opanować ten język, Tymczasem dzieci przejmują błędy popełniane przez rodziców, wynikające z ich niedoskonałej znajomości języka. Nie ma powodu obawiać się, że dziecko nie opanuje angielskiego. Będzie przecież się z nim stykało w szkole, na podwórku, w sklepie, oglądając telewizję, wszędzie w świecie poza domem. Niezmiernie ważne jest zachowanie konsekwencji w używaniu języka polskiego. Istotną rolę w procesie przyswajania języka ojczystego odgrywa też czytanie i opowiadanie dzieciom bajek po polsku, a później wspólne oglądanie filmów Jeśli czasem nachodzi was zwątpienie, zadajcie sobie pytanie, po co waszemu dziecku potrzebny język polski? Wystarczająco silną motywacją. powinni być polskojęzyczni babcia i dziadek.

Magdalena Gignal"



5.



"
Dwujęzyczność opóźnia początek demencji

Kanadyjscy naukowcy twierdzą, ze osoby w pełni dwujęzyczne, które codziennie przez większość swojego życia posługują się oboma językami, mogą opóźnić początki demencji nawet o 4 lata (w porównaniu do ludzi władających tylko jednym językiem).

Badacze tłumaczą, że wysiłek wkładany w posługiwanie się dwoma językami wzmaga dopływ krwi do mózgu i utrzymuje w zdrowiu połączenia nerwowe. A są to dwa ważne czynniki pozwalające skutecznie odpierać ataki demencji.

Zespół profesor Ellen Bialystok z York University w Toronto badał 184 starsze osoby z objawami demencji, które w latach 2002-2005 uczęszczały do kliniki leczenia zaburzeń pamięci w stolicy Kanady. W grupie tej 91 osób mówiło jednym językiem, pozostałe (93) były dwujęzyczne.

Naukowcy wyliczyli, że średni wiek pojawienia się pierwszych objawów demencji to w grupie jednojęzycznej 71,4 lat, a w dwujęzycznej: 75,5 — napisano w oświadczeniu. Różnica pozostaje widoczna nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak różnice kulturowe, imigracja, poziom edukacji formalnej, zatrudnienie oraz płeć.

Ellen Bialystok podkreśla, że dwujęzyczność odwleka początek, a nie zapobiega demencji. Wszystkie uzyskane do tej pory wyniki mają wstępny charakter. Zespół planuje głębiej zbadać korzystny wpływ dwujęzyczności na zdrowie.

Anna Błońska "



6.


"Do you speak Polish?

Polityka - nr 34 (2617) z dnia 25-08-2007; s. 86 Ludzie / Obyczaje
Do you speak Polish?
W przyszłości w Wielkiej Brytanii mogłoby mieszkać kilka milionów obywateli mówiących również po polsku. Niestety, wygląda na to, że dzieci emigrantów rodzimy język raczej zapomną.
Katarzyna Jaklewicz

Od trzech lat na Wyspy Brytyjskie przybywają nie tylko dorośli Polacy, ale też tysiące ich dzieci. Ci nasi rodacy, którzy wyjechali parę lat temu, teraz zawierają małżeństwa z Anglikami, z innymi obcokrajowcami. Im też rodzą się dzieci. Co rok – tysiące.

Większość tych dzieci język polski zapomni lub nigdy się go nie nauczy, ponieważ władanie dwoma językami nie przychodzi samo z siebie, wymaga ciężkiej pracy rodziców.

Czy wystarczą sobotnie szkoły języka polskiego? Niestety, nie. – Jeśli dziecko na co dzień otoczone jest przez angielski, nauczyciel przez kilka godzin w tygodniu nie dokona cudu – rozwiewa złudzenia Katarzyna Łękarska, nauczycielka z Zespołu Szkół przy polskiej ambasadzie w Londynie.

Polski do lamusa

Jak zatem sprawy językowe w polskich lub mieszanych rodzinach wyglądają teraz? Tam, gdzie tylko jedno z rodziców jest polskiego pochodzenia, a wspólnym językiem rodziców jest angielski, polski odsyła się najczęściej do lamusa. Żeby móc normalnie funkcjonować, dziecko musi błyskawicznie przyswoić język kraju, w którym żyje, polskiego nie musi przyswajać wcale.

Tylko na pozór łatwiej jest, gdy w emigranckiej rodzinie oboje rodzice są Polakami i do siebie oraz dziecka mówią po polsku. Jak będzie mówić do nich dziecko? Im starsze, tym więcej w jego wypowiedziach angielskiego, a mniej polskiego. Normalną koleją rzeczy z czasem rówieśnicy (także ich język) stają się ważniejsi od rodziców.

Taki rozwój wypadków często zaskakuje rodziców, zwykle już za późno. Na domiar złego wielu wcześniej popełnia błąd i zamiast troszczyć się o polski, martwi się angielskim, zwłaszcza jeśli niedoskonała znajomość języka dała im się we znaki, gdy sami stawiali pierwsze kroki na obcej ziemi. Chcą, żeby dzieciom było łatwiej, a warunkiem – jak sądzą – jest posługiwanie się angielskim bez trudu i bez polskiego akcentu. Posyłają więc dziecko do przedszkola, załatwiają anglojęzyczną nianię.

Wśród emigrantów dominuje przekonanie, że im wcześniej dziecko zacznie się uczyć angielskiego, tym lepiej. Kiedy Ola, Patrycja albo Weronika zacznie mówić do lalek po angielsku, rodzice wreszcie oddychają z ulgą. Oczywiście, Ola, Patrycja i Weronika coraz płynniejszą angielszczyzną mówią także do mamy i taty. A oni patrzą z dumą. I z zazdrością – wszak im angielski jakoś do głów nie wchodzi.

Panika przychodzi później, kiedy Ola, Patrycja i Weronika jadą na wakacje do polskiej babci i dziadka i tym pięknym angielskim mówią także do nich.

Zresztą dziadkowie dość często trwają w innym stereotypie: że ich dzieci, skłaniając wnuki do dwujęzyczności, tylko namieszają im w głowie i w efekcie maluchy nie będą mogły dogadać się z nikim oraz najpewniej będą miały problemy w szkole. Rzeczywiście, dziecko z mieszanej narodowościowo rodziny, zaczynające dopiero mówić, posługuje się oboma językami naraz. Dosłownie – w jednej wypowiedzi kilkukrotnie zmienia język, dodaje polskie końcówki do angielskich wyrazów albo zestawia polskie wyrazy według zasad angielskiej gramatyki. Zjawisko to fachowo zwane code-switching (czyli przełączanie języka) jest jednak zupełnie normalne i z czasem mija.

Podwójny kapitał

Z badań Ellen Bialystok, profesor psychologii na uniwersytecie w Toronto, wynika, że osoby dwujęzyczne nie tylko nie mają „pomieszania w głowie”, ale lepiej radzą sobie z wykonywaniem kilku zadań jednocześnie. W jednym z testów osoby dwu- i jednojęzyczne były proszone o wykonywanie jednocześnie prostych czynności: gotowania obiadu i nakrywania do stołu. W wyznaczonym czasie tym pierwszym udało się zrobić dużo więcej.

W innym eksperymencie dzieciom pokazywano kartki z wewnętrznie sprzeczną informacją, np. słowo „zielony” było napisane na czerwono. Tu również dwujęzyczne poradziły sobie lepiej.

Niektórzy badacze próbują dowodzić, że osoby dwujęzyczne mają większe zdolności językowe albo wyższe IQ. Nie ma na to niezbitych dowodów. Wiadomo natomiast, że nie tylko łatwiej segregują informacje czy dzielą uwagę, ale też potrafią spojrzeć na problem z różnych stron. Osoby dwujęzyczne już od dzieciństwa wiedząc, że ta sama rzecz w różnych językach różnie się nazywa, bardzo wcześnie uświadamiają sobie względność rzeczy.

Jadwiga Cieszyńska, profesor Akademii Pedagogicznej w Krakowie, zajmująca się problemem dwujęzyczności wśród polskich emigrantów w Austrii i Francji, obala stereotyp, że dziecko trzeba szybko wprowadzić w świat obcego języka. Przedszkole może, a nawet powinno zaczekać: –Właśnie zbyt wczesne wprowadzenie dziecka jednojęzycznych rodziców w świat drugiego języka to najgorszy błąd, jaki rodzice mogą popełnić. Dziecko powinno opanować przynajmniej gramatykę i podstawy języka rodziców. Jeśli będzie ono zapisane do przedszkola, zanim to nastąpi, zostanie zahamowany rozwój obu języków. Zaległości w angielskim dziecko będzie miało szanse nadrobić w szkole. Zaległości w polskim nie nadrobi już prawdopodobnie nigdy.

Profesor Cieszyńska wyjaśnia, że nie ma powodu do zmartwień, jeśli emigruje się z dzieckiem w wieku szkolnym: – Jeśli jest ono psychicznie przygotowane do wyjazdu i wychowuje się w normalnej rodzinie, wejście w świat angielskiego przeżyje łagodnie. Badania dzieci, które już w wieku szkolnym wyemigrowały z rodzicami do Francji, dowiodły, że nie tylko nie miały problemu z nauką francuskiego, ale czuły się lepsze – chwaliły się, że jest im łatwiej, bo w stosunku do francuskich rówieśników są z materiałem do przodu.

Po swojemu

W czym zatem tkwi problem dwujęzyczności? W ulotności – bez treningu jeden z języków może zniknąć bez śladu. Dzieci uczą się owszem szybko, ale jeszcze szybciej zapominają. Decyzję o nauczeniu dziecka dwóch języków trzeba więc podjąć świadomie, najlepiej jeszcze przed jego urodzeniem, a potem konsekwentnie się jej trzymać aż do osiągnięcia przez pociechę pełnoletności albo przynajmniej do okresu dojrzewania. Wtedy proces zapominania staje się wolniejszy. Jak się za to zabrać?

Rodzice mają do dyspozycji dwie metody. Pierwsza, znana jako OPOL (One Parent – One Language, czyli Jeden Rodzic – Jeden Język), przeznaczona jest dla rodziców pochodzących z różnych krajów. Tą metodą Elżbieta Schweiger, polska tłumaczka mieszkająca w Niemczech, i jej mąż Niemiec wychowywali 20-letnią dziś Anię. Elżbieta mówiła do dziecka po polsku. Tylko po polsku. On tylko po niemiecku. Gdy Ania zwracała się do rodzica w niewłaściwym języku, była proszona o powtórzenie. Poskutkowało, zrozumiała, że w kontaktach z mamą używa się polskiego, z tatą – niemieckiego. Dziś dziewczyna po polsku mówi bez obcego akcentu. Właśnie zdała maturę w niemieckiej szkole – w niemieckim była najlepsza ze wszystkich maturzystów.

Druga metoda, zwana w skrócie mL@H (Minority Language at Home – Język Mniejszości w Domu) dotyczy rodziców-emigrantów. Polega ona na używaniu w domu wyłącznie języka ojczystego rodziców. Języka otoczenia dziecko uczy się natomiast od tubylców – na ulicy, w szkole, na placu zabaw.

W obu przypadkach chodzi o mówienie do dziecka wyłącznie w swoim języku. Wydawałoby się, że nic prostszego. – Na początku czułam się trochę dziwnie. Przez pierwszy rok życia dziecka przecież mówi się właściwie do siebie – wspomina Jessica Taylor-Kucia, Angielka mieszkająca w Wieliczce. Choć sama włada polskim, do dzieci zwraca się tylko po angielsku. Córki mają dwa i cztery lata, więc teraz Jessica kołysanki i rymowanki zastępuje już książkami. Ona – angielskimi, mąż – polskimi.

To właśnie książki są nieocenionymi sprzymierzeńcami rodziców, którzy chcą, żeby ich dzieci były dwujęzyczne. Z czytania, pisania, zabawy słowem czynią oni codzienny rytuał. Elżbieta Schweiger wspomina: – Nieraz wolałam zaniedbać dom, byle starczyło czasu na czytanie. To było święte.

Prędzej czy później trzeba jednak z dzieckiem wyjść poza własne cztery kąty. I dalej, zgodnie z metodami OPOL i mL@H, rozmawiać tylko we własnym języku. Nie zawsze jest to łatwe. – Pamiętam wizyty w przychodni – opowiada Elżbieta Schweiger. – Rozmawiałam z córką po polsku, a dookoła padały najróżniejsze komentarze. Wszyscy myśleli, że nie rozumiem.

Tej samej zasady należy trzymać się w kontaktach towarzyskich. Elżbieta Schwieger: – Niemki, mamy innych przedszkolaków, były wyrozumiałe. Wytłumaczyłam im, że przekazanie dziecku polskiej kultury jest dla mnie ważne. Po kilku spotkaniach zupełnie przestały zwracać uwagę na to, że mówię do Ani po polsku.

Ania urodziła się, gdy o Internecie, tanich rozmowach z krajem czy weekendowych wypadach do Polski nikt nawet nie marzył.

Dziś dzieci mają do dyspozycji kolonie w kraju, filmy na DVD, telewizję satelitarną, strony i fora internetowe albo możliwość wymiany e-maili. To wszystko jednak na nic, jeśli rodzice nie będą konsekwentni. Dziś dorosła Ania wspomina: – Dzieci śmiały się ze mnie w przedszkolu. „To będzie nasz sekretny język do mówienia tajemnic” – przekonała mnie szybko mama. Pomogło. Ania zaczęła być dumna ze swojej inności.

Sprawdzianem konsekwencji rodziców jest też moment, kiedy dziecko zaczyna mieszać języki. Rodzicom łatwo zarazić się mieszaniem. To błąd. Jeśli tak się stanie, dziecko na stałe przełączy się na ten język, z którym styka się częściej, a więc język kraju zamieszkania. Nawet jeśli będzie rozumiało oba języki, odpowiadało będzie w jednym.

Jednocześnie przechodząc na obcy dla nich język rodzice tylko pozornie ułatwiają dziecku życie. Dziecko uczy się go razem z ich niedoskonałą wymową i błędami. W szkole musi się uczyć od nowa. Co gorsza, orientuje się, że rodzice robią błędy i zaczyna się tego wstydzić.

Rodzice muszą uważać również na to, co mówią: – Pytani o przyczyny wyjazdu rodzice odpowiadają, że w Polsce nie da się żyć, że Kaczyńscy znowu coś zrobili. A potem się dziwią, że dzieci nie chcą mówić po polsku – opowiada profesor Cieszyńska.

Lepsze CV

Za dwujęzycznością małych emigrantów przemawiają, oczywiście, argumenty patriotyczno-rodzinne. Nie znając języka rodziców dziecko nie zrozumie dziadków, nigdy nie pozna dobrze dalszej rodziny, nie będzie się mogło bawić z kuzynami.

Ale znajomość drugiego języka ma też zupełnie praktyczne znaczenie – może być ważnym punktem w CV, pomóc w znalezieniu pracy, otworzyć nowe perspektywy. Wie o tym Chris Dziadul, londyński dziennikarz, syn polskich emigrantów. Jako redaktor portalu internetowego bardzo często korzysta ze znajomości polskiego. Znając polski sięga nawet do czeskich czy słowackich tekstów. Dwujęzyczne wychowanie ułatwia mu też biznesowe rozmowy w obu kręgach językowych: – Mam dwie twarze – polską i angielską – mówi. – Wiem, jak prowadzić rozmowy z Polakami, którzy są bardziej szczerzy i łatwiej się otwierają, a jak z Anglikami, którzy raczej trzymają dystans.

Te umiejętności społeczne to efekt uboczny nauki obu języków od najmłodszych lat. Świadomości, jak się zachować, jak znaleźć się w kontaktach prywatnych, a jak w zawodowych, nie nabędzie się na żadnym kursie. Jest ona nie do przecenienia, zwłaszcza w Europie bez granic. "


7.


"
Uczymy się języków obcych
Istnieje cały szereg pewnych wiadomości. Pewne jest to, że znajomość języków obcych to skarb. Pewne jest także, że dzieci uczą się najszybciej i najłatwiej. Ale pewne jest także, że dzieci do języków najłatwiej zniechęcić.

Jeżeli Twoje dziecko chowa się w dwujęzycznym domu, masz. dużą szansę podarować mu bezcenną umiejętność swobodnego władania dwoma językami. Ale musisz pamiętać o żelaznej konsekwencji: powinnaś zwracać się do dziecka zawsze w tym języku, który jest Twoim ojczystym.

Polka, która wyszła za mąż za Holendra na przykład i porozumiewa się z nim po niderlandzku. ze swoimi dziećmi powinna zawsze - bez wyjątku - rozmawiać po polsku. Nawet jeśli przyjdą holenderscy dziadkowie. Niech sobie dziecko z nimi rozmawia po niderlandzku, niech po niderlandzku mówi do Taty, ale z Mamą - i Jej polską rodziną -porozumiewać się powinno po polsku. Tym sposobem wyrobi w sobie automatyzm -pierwszy krok do pełnej dwujęzyczności

Zachwyciła mnie kiedyś dziewczynka, która w połowie zdania - zmieniając partnera rozmowy, zmieniła też język...

Pamiętaj tylko o jednym: Twoje dziecko jest inteligentne i nie lubi sobie życia utrudniać. Jak już zrozumie, że porozumiewasz się z Tatą w tym języku, w którym i ono z nim rozmawia - będzie chciało zmusić Cię do rozmowy w języku wspólnym. Twoja w tym głowa, żeby na to nie pozwolić. Tata po jakimś czasie na pewno zacznie rozumieć Twój język przynajmniej na tyle, żeby wiedzieć, o czy mówisz do dziecka.
A dziecko nie powinno nakłonić Cię do zmiany "polityki językowej". Jeżeli mu na to pozwolisz, jeden język - ten rzadziej słyszany i używany - straci. Pewnie nadal będzie go rozumieć, ale nie będzie musiał czynnie formułować myśli w tym języku, a więc coraz trudniej będzie mu mówić.

Pewna moja koleżanka, władająca biegle językiem obcym, zapragnęła w warunkach sztucznych uczyć go swoją córeczkę. Rzecz się miała w Polsce, oboje rodzice Polacy, Mama filolożka. Eksperyment się nie powiódł - może trochę i na szczęście...

Trudno, bardzo trudno używać w rozmowie z Waszym maleństwem języka, który nie wyssałyśmy z mlekiem matki. Nawet jeśli jesteśmy przekonane o tym, że jakiś język znamy świetnie, to spróbujmy w duchu przetłumaczyć sobie "Malutka, zaraz mamusia wyrzuci tę wstrętną pieluchę i nasmarujemy pupę kremem, żeby się skórka nie odparzyła !". Jeśli zdałyśmy ten test - i naturalni użytkownicy języka nas chwalą, że właśnie tak - to próbować można. Inaczej - lepiej może później...

Miejscem, gdzie dziecko najszybciej "złapie" język, jest zawsze... piaskownica. Wystarczy parę godzin wspólnej zabawy z dzieckiem używającym innego języka, żeby się maluchy porozumiewały absolutnie bez naszej pomocy. A to metoda nie dość że zdrowa, to jeszcze interaktywna - w przeciwieństwie do biernego oglądania bajek w obcojęzycznej telewizji.

Jednak, kiedy nie ma dzieci z innych krajów pod ręką, to i telewizja dobra...

UCZY- wymowy, rozumienia - tylko nie uczy formułowania myśli. Ale przyzwyczaja do świadomości, że inni ludzie mówią inaczej.

Odradzam wprowadzanie lekcji języka wcześniej niż u czterolatków. Uczenie młodszych dzieci przez zabawę, jak na przykład metodą Helen Doron, stwarza moim zdaniem sztuczny system zawieszony w próżni. Choć z drugiej strony, niewątpliwą zaletą tej akurat metody nauczania jest fakt, że świetnie podstaw języka uczą się... rodzice...

Czterolatek już więcej kojarzy i rozumie, że ta pani tam na środku, to można z nią pogadać tak - inaczej. I że jak pani przychodzi do domu (albo jak my przychodzimy do niej), to będziemy sprawdzać, jak to "inaczej" brzmi.

Nie oczekujmy jednak od dzieci czteroletnich, które uczą się języka przez dwie, góra trzy godziny tygodniowo, że będą w stanie się w tym języku porozumieć. Na pewno zaimponują rówieśnikom jakimś wierszykiem czy piosenką po angielsku albo niemiecku, ale nie zamówią sobie w kawiarni lodów waniliowych, ani nic powiedzą pani w sklepie, że chce im się pić .

Niewątpliwą zaletą tak wczesnego początku nauki jest fakt, że kojarzy się ona z zabawą, a więc czymś miłym. A że do miłych wspomnień wracamy najchętniej, w starszym wieku, nasze dziecko ma szansę dalej z przyjemnością wgłębiać się w tajniki obcej mowy.
Bo w sumie wszystko sprowadza się do przyjemności.

NIGDY DZIECI NIE PRZYMUSZAJMY DO LEKCJI JĘZYKA.
Jeżeli lekcje angielskiego będą katorgą, połączoną z dodatkowym zadaniem domowym, za które nauczyciel nie pochwali, nasze dziecko nigdy nie zechce uczyć się tego naprawdę.

Jeżeli natomiast uda nam się wyrobić i utrwalić w naszym maluchu przekonanie, że każdy język obcy to jedno okienko na świat więcej, i że znajomość języków to wielka frajda - bajki po francusku, do poduszki czytane na przykład, albo Teletubisie, które z ekranu zagadują po angielsku - ono samo z entuzjazmem sięgnie po pierwszą książkę z obrazkami i podpisami albo spróbuje zagadać do równolatka,
który właśnie przyjechał z Australii.

Na koniec jeszcze drobna przestroga. Słyszałam wielokrotnie takie stwierdzenia: "Kiedy rodzice nie chcieli, żebym ich zrozumiał, mówili przy mnie po francusku/angielsku/niemiecku/...". Potem następowała zawsze jakaś drobna anegdotka. Bo dzieci szybciutko zaczynają rozumieć, i możemy nagle się przekonać, że nasza pociecha świetnie wie, że święty Mikołaj schował czekoladę w szafie na dolnej półce... Nie wyszpiegowała, po prostu - sami jej to powiedzieliśmy
Mając to na uwadze, być może unikniemy zaskoczenia pewnych moich znajomych, którzy na uwagę 'me dla dziecka' "Wir gehen schlafen" [Idziemy spać]- usłyszeli radosne "Zusammen ?" [Razem ?]. ..
Nikt Magdusi nigdy nie uczył niemieckiego. Po prostu rodzice czasem chcieli coś spokojnie omówić....

Od tamtej pory Magda niemieckiego zdążyła się nauczyć, jej Rodzice dla narady wychodzą na spacer, a my... Możemy czerpać wnioski z ich doświadczenia...

I pamiętać, że wszystko w naszych rękach. Także i to, czy nasz maluch za parę lat zostanie poliglotą !

Agata Kowalska- Szubert
dr nauk humanistycznych "


1 komentarz:

Izabella Nowotka pisze...

Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.